"Nic lepszego człowiek nie może zrobić człowiekowi, niż uwolnić go od bólu, i nic gorszego, niż mu ból zadać. "
Hermiona pędziła przez ciemny i ponury
korytarz, chcąc jak najszybciej znaleźć się w klasie transmutacji. Lekkomyślnie
wpadła po drodze do biblioteki i straciła rachubę czasu. Oddając się ulubionemu
zajęciu, zapomniała o Bożym świecie. Nie powinna była tak zatracać się w
marzeniach i książkach. Zwłaszcza teraz kiedy czekały ją OWUTemy. Skręciła za
róg korytarza i prawie wpadła na stojącą w rogu zbroję. Jeszcze tego by
brakowało żeby w pierwszy dzień narazić się na gniew Profesor McGonagall. Tak. I
Ron miałby kolejny pretekst żeby się z niej nabijać w wolnych chwilach. Hermiona
zatrzymała się przed klasą transmutacji, chcąc złapać oddech. Poprawiła włosy,
które podczas biegu stały się bardziej niesforne niż dotychczas. Kiedy jej
oddech stał się równy, otworzyła drzwi klasy i weszła z miną pełną strachu i
skruchy.
- Przepraszam za spóźnienie, pani profesor – powiedziała cicho, patrząc na dyrektorkę.
- Nic nie szkodzi Panno Granger. Proszę zająć miejsce – Minerwa McGonagall wskazała jej krzesło tuż przed biurkiem. Hermiona pośpiesznie zajęła miejsce, starając się nie patrzyć na Blaise’a Zabiniego, który uśmiechał się drwiąco.
- Jak już mówiłam Panu Zabiniemu – powiedziała szorstko nauczycielka – prefekci naczelni mają obowiązek patrolować korytarze w porach wieczornych od poniedziałku do soboty. W tym roku będziecie pilnować porządku w zachodniej części zamku do godziny dwudziestej trzeciej. Razem.
- Przepraszam za spóźnienie, pani profesor – powiedziała cicho, patrząc na dyrektorkę.
- Nic nie szkodzi Panno Granger. Proszę zająć miejsce – Minerwa McGonagall wskazała jej krzesło tuż przed biurkiem. Hermiona pośpiesznie zajęła miejsce, starając się nie patrzyć na Blaise’a Zabiniego, który uśmiechał się drwiąco.
- Jak już mówiłam Panu Zabiniemu – powiedziała szorstko nauczycielka – prefekci naczelni mają obowiązek patrolować korytarze w porach wieczornych od poniedziałku do soboty. W tym roku będziecie pilnować porządku w zachodniej części zamku do godziny dwudziestej trzeciej. Razem.
Blaise jęknął cicho, co nie uszło
uwadze Profesor McGonagall. Hermiona spiorunowała go wzrokiem. Sama nie miała
ochoty spędzać z nim czasu. Dodatkowe godziny oznaczały więcej obelg i bólu.
Piękne
rozpoczęcie roku, pomyślała
rozgoryczona. Nie chciała mieć nic wspólnego z tym zarozumiałym kretynem. Czym
się różnił od innych ślizgonów? Absolutnie niczym. Chełpił się swoją czystą
krwią i znajdywał radość w poniżaniu gryfonów. Poza tym był najlepszym
przyjacielem Malfoy’a. Co jak co, ale ta perspektywa jeszcze bardziej zepsuła
jej humor.
- Pani profesor... Czy to konieczne? – zapytała cicho zanim zdążyła ugryźć się w język. Blaise Zabini wytrzeszczył oczy i na moment zapomniał o wyniosłej minie. Z mieszaniną podziwu i niedowierzania na twarzy, przeniósł wzrok na dyrektorkę, która również była zszokowana. Do tej pory Hermiona Granger nigdy nie odezwała się w ten sposób do nauczyciela. Nigdy nie podważyła jego autorytetu. Policzki dziewczyny spąsowiały, kiedy Minerwa McGonagall spojrzała na nią surowo i rzuciła chłodno:
- Tak, Granger. To konieczne. – Wstała. – To wszystko co chciałam wam powiedzieć. Jutro o dwudziestej macie się stawić pod Skrzydłem Szpitalnym. Nie ma żadnego ale – powiedziała, widząc ich buntownicze miny. Zabini rzucił Hermionie zaciekawione spojrzenie i wyszedł z sali.
- Panno Granger, proszę zaczekać. – Gryfonka zamarła z ręką na klamce. Pięknie, pomyślała przerażona, jeszcze szlabanu mi brakowało. Pełna złych obaw, usiadła na krześle czekając na wyrok.
- Mam nadzieję, że pamiętasz co ci mówiłam miesiąc temu – powiedziała profesor McGonagall zbijając ją z tropu. Hermiona odetchnęła z ulgą i powoli pokiwała głową. Nie miała pojęcia do czego zmierza jej nauczycielka, ale fakt, że nie dostała szlabanu skutecznie podtrzymał ją na duchu.
- Lucjusz Malfoy zabił ich w ubiegłym tygodniu.
Gryfonka wytrzeszczyła oczy.
- Ale dlaczego? – zapytała zszokowana.
- To podstęp. Chcą go zwabić a potem zabić. Myślą, że w ten sposób Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wróci.
- Pani profesor... To przecież niemożliwe. Voldemort zginął. Na zawsze. A Harry nigdy ich nie pomści – powiedziała rozsądnie. Czego jak czego, ale tego była pewna. Znała go za dobrze żeby uważać ten plan za możliwy.
- Wiem o tym, Panno Granger. Proszę żebyś zrobiła to o czym rozmawiałyśmy – powiedziała dyrektorka patrząc na nią wymownie.
- Co dokładnie mam zrobić? – zapytała gryfonka.
- Biorąc pod uwagę szalone oblicze Lucjusza Malfoy’a, nie sądzę by poprzestał na tym jednym morderstwie. Wiesz co to oznacza, prawda?
Hermiona niepewnie kiwnęła głową. Teraz rozumiała swoją rolę w tej misji.
- Nie dopuść do tragedii – powiedziała Minerwa McGonagall spoglądając na nią z troską. – Oni są zdolni do wszystkiego.
Brązowowłosa rzuciła jej przerażone spojrzenie, ale nie dała po sobie poznać, jak bardzo się boi.
- To wszystko? – zapytala wstając. Dyrektorka kiwnęła głową. Dziewczyna czym prędzej wyszła z klasy. Aż tak dobrą aktorką nie była. Kiedy znalazła się za drzwiami gabinetu, mogła sobie pozwolić na strach.
- Co jest Granger? Zobaczyłaś ducha? – zapytał ironicznie Blaise Zabini wyłaniając się z cienia zbroi. Hermiona spojrzała na niego ze złością. Zawal serca w pierwszym dniu szkoły też nie był spełnieniem jej marzeń.
- Co tu robisz? – zapytała, mrużąc podejrzliwe oczy.
Ślizgon wzruszył ramionami.
- Czekam na ciebie – powiedział i puścił jej perskie oko.
Hermiona wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Przewidując jakiś podstęp, zapytała szorstko:
- Po co?
- Chce pogadać – powiedział Blaise, a jego oczy wypełniły się radosnymi iskierkami. Robiło to piorunujące wrażenie. Zwłaszcza, że ślizgon był bardzo przystojny. Hermiona, nieczuła na jego urodę, otworzyła usta ze zdumienia.
- Ty chcesz porozmawiać ze mną? – Nie umiała wyjść z szoku. To na pewno był podstęp. Pewnie ten idiota Malfoy coś knuje, pomyślała rozzłoszczona.
- A co? Nie można? – zapytał drwiąco chcąc ją sprowokować. Zmierzwił włosy dłonią i uśmiechnął się czarująco. Hermiona nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Czyżby Blaise Zabini, czysto krwisty ślizgon, którego ulubionym zajęciem było uprzykrzanie życia szlamom... flirtował z nią?
- Czego chcesz? – zapytała rozeźlona.
- Granger. Wyluzuj. Nie bądź taka ostra. Chociaż w sumie... Wtedy jesteś urocza – powiedział Zabini, rzucając jej kolejne zaciekawione spojrzenie. Był zaintrygowany jej zachowaniem. Nie była taka, jak wszystkie inne dziewczyny. Wszystkie inne od razu rzucały mu się w ramiona kiedy próbował je uwieść. Gryfonka pozostała niewzruszona. Uśmiechnął się uwodzicielsko, widząc rumieńce na jej pięknej twarzy.
- Pani profesor... Czy to konieczne? – zapytała cicho zanim zdążyła ugryźć się w język. Blaise Zabini wytrzeszczył oczy i na moment zapomniał o wyniosłej minie. Z mieszaniną podziwu i niedowierzania na twarzy, przeniósł wzrok na dyrektorkę, która również była zszokowana. Do tej pory Hermiona Granger nigdy nie odezwała się w ten sposób do nauczyciela. Nigdy nie podważyła jego autorytetu. Policzki dziewczyny spąsowiały, kiedy Minerwa McGonagall spojrzała na nią surowo i rzuciła chłodno:
- Tak, Granger. To konieczne. – Wstała. – To wszystko co chciałam wam powiedzieć. Jutro o dwudziestej macie się stawić pod Skrzydłem Szpitalnym. Nie ma żadnego ale – powiedziała, widząc ich buntownicze miny. Zabini rzucił Hermionie zaciekawione spojrzenie i wyszedł z sali.
- Panno Granger, proszę zaczekać. – Gryfonka zamarła z ręką na klamce. Pięknie, pomyślała przerażona, jeszcze szlabanu mi brakowało. Pełna złych obaw, usiadła na krześle czekając na wyrok.
- Mam nadzieję, że pamiętasz co ci mówiłam miesiąc temu – powiedziała profesor McGonagall zbijając ją z tropu. Hermiona odetchnęła z ulgą i powoli pokiwała głową. Nie miała pojęcia do czego zmierza jej nauczycielka, ale fakt, że nie dostała szlabanu skutecznie podtrzymał ją na duchu.
- Lucjusz Malfoy zabił ich w ubiegłym tygodniu.
Gryfonka wytrzeszczyła oczy.
- Ale dlaczego? – zapytała zszokowana.
- To podstęp. Chcą go zwabić a potem zabić. Myślą, że w ten sposób Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wróci.
- Pani profesor... To przecież niemożliwe. Voldemort zginął. Na zawsze. A Harry nigdy ich nie pomści – powiedziała rozsądnie. Czego jak czego, ale tego była pewna. Znała go za dobrze żeby uważać ten plan za możliwy.
- Wiem o tym, Panno Granger. Proszę żebyś zrobiła to o czym rozmawiałyśmy – powiedziała dyrektorka patrząc na nią wymownie.
- Co dokładnie mam zrobić? – zapytała gryfonka.
- Biorąc pod uwagę szalone oblicze Lucjusza Malfoy’a, nie sądzę by poprzestał na tym jednym morderstwie. Wiesz co to oznacza, prawda?
Hermiona niepewnie kiwnęła głową. Teraz rozumiała swoją rolę w tej misji.
- Nie dopuść do tragedii – powiedziała Minerwa McGonagall spoglądając na nią z troską. – Oni są zdolni do wszystkiego.
Brązowowłosa rzuciła jej przerażone spojrzenie, ale nie dała po sobie poznać, jak bardzo się boi.
- To wszystko? – zapytala wstając. Dyrektorka kiwnęła głową. Dziewczyna czym prędzej wyszła z klasy. Aż tak dobrą aktorką nie była. Kiedy znalazła się za drzwiami gabinetu, mogła sobie pozwolić na strach.
- Co jest Granger? Zobaczyłaś ducha? – zapytał ironicznie Blaise Zabini wyłaniając się z cienia zbroi. Hermiona spojrzała na niego ze złością. Zawal serca w pierwszym dniu szkoły też nie był spełnieniem jej marzeń.
- Co tu robisz? – zapytała, mrużąc podejrzliwe oczy.
Ślizgon wzruszył ramionami.
- Czekam na ciebie – powiedział i puścił jej perskie oko.
Hermiona wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Przewidując jakiś podstęp, zapytała szorstko:
- Po co?
- Chce pogadać – powiedział Blaise, a jego oczy wypełniły się radosnymi iskierkami. Robiło to piorunujące wrażenie. Zwłaszcza, że ślizgon był bardzo przystojny. Hermiona, nieczuła na jego urodę, otworzyła usta ze zdumienia.
- Ty chcesz porozmawiać ze mną? – Nie umiała wyjść z szoku. To na pewno był podstęp. Pewnie ten idiota Malfoy coś knuje, pomyślała rozzłoszczona.
- A co? Nie można? – zapytał drwiąco chcąc ją sprowokować. Zmierzwił włosy dłonią i uśmiechnął się czarująco. Hermiona nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Czyżby Blaise Zabini, czysto krwisty ślizgon, którego ulubionym zajęciem było uprzykrzanie życia szlamom... flirtował z nią?
- Czego chcesz? – zapytała rozeźlona.
- Granger. Wyluzuj. Nie bądź taka ostra. Chociaż w sumie... Wtedy jesteś urocza – powiedział Zabini, rzucając jej kolejne zaciekawione spojrzenie. Był zaintrygowany jej zachowaniem. Nie była taka, jak wszystkie inne dziewczyny. Wszystkie inne od razu rzucały mu się w ramiona kiedy próbował je uwieść. Gryfonka pozostała niewzruszona. Uśmiechnął się uwodzicielsko, widząc rumieńce na jej pięknej twarzy.
- Skończ z tymi żartami. Malfoy cię
przysłał? – zapytała wściekła na siebie. Paliły ją policzki, a korytarz na
którym stali zrobił się wyjątkowo ciasny i duszny.
- Nie. Pomyślałem sobie, że skoro mamy spędzać ze sobą tą przerażającą ilość czasu, to powinniśmy... się zaprzyjaźnić. A przynajmniej spróbować – dodał widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru ocieplić ich stosunków.
- Chcesz się zaprzyjaźnić ze szlamą?
- Powiedzmy, że chce zaprzyjaźnić się z kujonką Granger – powiedział przymilnym tonem.
- A jeśli kujonka Granger tego nie chce? – zapytała, a jej twarz złagodniała.
- Kujonka Granger tego chce, ale wstydzi się przyznać – rzekł Blaise triumfalnym tonem.
Hermiona zamyśliła się. Profesor McGonagall byłaby na pewno zadowolona, gdyby zobaczyła, że starają się ze sobą współpracować. No i nie musiałaby wysłuchiwać obelg i oszczerstw trzy godziny dziennie.
- Hmm... Dobrze. Możemy spróbować – powiedziała spoglądając w błękitne oczy ślizgona. Były o wiele cieplejsze niż oczy Malfoy’a. Pełne radości i dziwnego blasku, który, chcąc nie chcąc, ją oczarował.
- Dobra decyzja Granger. Nie będziesz żałować – powiedział Blaise tonem, który wskazywał na to, że jednak będzie tego żałować. Chłopak uśmiechnął się i ruszył w stronę Pokoju Wspólnego ślizgonów. Nim skręcił w boczny korytarz, rzucił przez ramie, ostatni raz spoglądając na dziewczynę:
- Do jutra Granger.
- Nie. Pomyślałem sobie, że skoro mamy spędzać ze sobą tą przerażającą ilość czasu, to powinniśmy... się zaprzyjaźnić. A przynajmniej spróbować – dodał widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru ocieplić ich stosunków.
- Chcesz się zaprzyjaźnić ze szlamą?
- Powiedzmy, że chce zaprzyjaźnić się z kujonką Granger – powiedział przymilnym tonem.
- A jeśli kujonka Granger tego nie chce? – zapytała, a jej twarz złagodniała.
- Kujonka Granger tego chce, ale wstydzi się przyznać – rzekł Blaise triumfalnym tonem.
Hermiona zamyśliła się. Profesor McGonagall byłaby na pewno zadowolona, gdyby zobaczyła, że starają się ze sobą współpracować. No i nie musiałaby wysłuchiwać obelg i oszczerstw trzy godziny dziennie.
- Hmm... Dobrze. Możemy spróbować – powiedziała spoglądając w błękitne oczy ślizgona. Były o wiele cieplejsze niż oczy Malfoy’a. Pełne radości i dziwnego blasku, który, chcąc nie chcąc, ją oczarował.
- Dobra decyzja Granger. Nie będziesz żałować – powiedział Blaise tonem, który wskazywał na to, że jednak będzie tego żałować. Chłopak uśmiechnął się i ruszył w stronę Pokoju Wspólnego ślizgonów. Nim skręcił w boczny korytarz, rzucił przez ramie, ostatni raz spoglądając na dziewczynę:
- Do jutra Granger.
Hermiona stała oniemiała pod drzwiami
klasy transmutacji. Rumieńce, które przyodziały jej policzki podczas tej dziwnej
rozmowy, nadal ją piekły. Przyłożyła chłodne dłonie do twarzy, aby się
otrzeźwić. Wraz z otrzeźwieniem wrócił rozsądek. Zerknęła za okno i czym prędzej
ruszyła w stronę wieży Gryffindoru. Korytarz był o wiele ciemniejszy niż przed
paroma minutami. Światło księżyca wpadało przez okna, tworząc długie cienie.
Pośpiesznie schowała do kieszeni różdżkę, którą bezmyślnie trzymała w dłoni.
Chciała sobie wszystko poukładać w głowie, ale nie była w stanie. Blaise Zabini
bez wątpienia chciał ją poderwać. Ale jaki miał cel? Na pewno nie zapałał
miłością do wszystkich szlam w ciągu wakacji. Nie dała się zwieść jego pozie,
którą nagle przybrał. Skoro chciał się z nią zaprzyjaźnić to na pewno miał
powód. Co jak co, ale ślizgoni do bezinteresownych nie należeli. Szła ciemnym
korytarzem tak bardzo zaabsorbowana myślami, że nie zwróciła uwagi na to, że od
paru dobrych minut jest śledzona. Usłyszawszy głośne kroki tuż za sobą,
zatrzymała się gwałtownie. O tej porze nikt nie miał prawa być poza swoim
Pokojem Wspólnym. Nikt poza osobą, która celując różdżką w jej plecy, wycedziła
pełnym nienawiści głosem:
- Nigdy nie rzucam słów na wiatr, szlamo.
- Nigdy nie rzucam słów na wiatr, szlamo.
Hermiona zamarła z ręką przy różdżce.
Wiedziała, że nie zdąży jej wyciągnąć, a próba może srogo ją kosztować. Pluła
sobie w brodę, że tak lekkomyślnie schowała ją do kieszeni szaty i tak łatwo
dała się podejść. Nieśpiesznie odwróciła się, a różdżka oprawcy z jej pleców
powędrowała na jej twarz. Mimo że korytarz robił się coraz ciemniejszy, Hermiona
z łatwością dostrzegła jasną czuprynę i zimne, błękitne oczy. Pogardliwy uśmiech
chłopaka, pogłębił się kiedy dostrzegł przerażenie na twarzy gryfonki.
- Jak mówiłem – powiedział, machając jej różdżką przed twarzą. – Nigdy nie rzucam słów na wiatr.
Hermiona uniosła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach. Skoro już ma cierpieć zrobi to z godnością.
- Trafiłaś na złą osobę, szlamo – powiedział groźnie, przyglądając się z rozbawieniem jej wyniosłej obojętności. Zrobił krok w jej stronę.
- Jeśli myślisz, że możesz mi grozić to muszę cię rozczarować. – Hermiona cofnęła się, wyciągając różdżkę. Wycelowała ją w znienawidzoną twarz z mściwą satysfakcją.
- Schowaj różdżkę, Granger. Ze mną nie masz najmniejszych szans. Nie zapominaj z kim masz do czynienia – powiedział ślizgon, rzucając krótkie spojrzenie na swoje prawe przedramię. Hermiona zerknęła nań nie kryjąc obrzydzenia.
- Zapomniałam, że jesteś nic nie wartym śmierciożercą – powiedziała z niesmakiem.
- Śmierciożercą, który z prawdziwą rozkoszą sprawi ci ból. – Draco uśmiechnął się lubieżnie. Gryfonka wytrzeszczyła oczy z przerażenia. Sądziła, że tylko ją postraszy i da jej spokój. Myślała, że wystarczy mu napawanie się jej strachem. Gdy zobaczyła triumf w znienawidzonych przez siebie oczach, zrozumiała jak bardzo się myliła.
- Granger, Granger. Nauczę cię szacunku – powiedział z wyraźną przyjemnością.
- Cruci... – Zamarł w pół słowa, nadal celując różdżką w serce dziewczyny. Usłyszał głośne kroki tuż za rogiem korytarza. Nauczyciel. Popchnął dziewczynę za pobliskiego gargulca, odpowiedział mu cichy pisk. Czym prędzej zatkał jej usta dłonią.
- Zamknij się idiotko – powiedział, rzucając jej mordercze spojrzenie. Przycisnął ją ciałem do zimnej ściany zamku. Hermiona zaczęła się szarpać, a kiedy jedyną odpowiedzią chłopaka było przysunięcie się bliżej, tak, że prawie stykali się nosami, dziewczyna wyzbyła się wszelkiego strachu. Zaczęła go okładać pięściami po ciele.
- Uspokój się do jasnej cholery. Chcesz żeby nas znalazła? – zapytał wściekły. Hermiona wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Przestała się szarpać i zamarła usłyszawszy kroki na prawo od jej głowy.
- Świetnie. A teraz postaraj się być najciszej jak potrafisz – szepnął jej do ucha. Schowani za gargulcem nasłuchiwali. Nauczyciel przeszedł obok miejsca ich kryjówki i zatrzymał się. Ślizgon zamarł i przysunął się tak blisko do dziewczyny, że potencjalny obserwator nie miałby wątpliwości co ta dwójka wyprawia. Hermiona czuła, że ręce ślizgona zgubiły się gdzieś na jej plecach, a jego zimny oddech pieści jej szyję, kiedy ukrył twarz w jej włosach. Oniemiała z oburzenia, miała zamiar go odepchnąć kiedy uświadomiła sobie beznadziejność swojego położenia. Jeżeli odepchnęłaby ślizgona, jak nic skończyłoby się to szlabanem i obietnicą zemsty. Tym samym musiała wyrazić niemą zgodę na to żeby ten niezrównoważony zboczeniec i psychopata ją obmacywał. Stała nieruchomo, starając się oddychać najciszej, jak umiała. Wzdrygnęła się kiedy poczuła usta chłopaka tuż przy swoim uchu.
- Jak mówiłem – powiedział, machając jej różdżką przed twarzą. – Nigdy nie rzucam słów na wiatr.
Hermiona uniosła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach. Skoro już ma cierpieć zrobi to z godnością.
- Trafiłaś na złą osobę, szlamo – powiedział groźnie, przyglądając się z rozbawieniem jej wyniosłej obojętności. Zrobił krok w jej stronę.
- Jeśli myślisz, że możesz mi grozić to muszę cię rozczarować. – Hermiona cofnęła się, wyciągając różdżkę. Wycelowała ją w znienawidzoną twarz z mściwą satysfakcją.
- Schowaj różdżkę, Granger. Ze mną nie masz najmniejszych szans. Nie zapominaj z kim masz do czynienia – powiedział ślizgon, rzucając krótkie spojrzenie na swoje prawe przedramię. Hermiona zerknęła nań nie kryjąc obrzydzenia.
- Zapomniałam, że jesteś nic nie wartym śmierciożercą – powiedziała z niesmakiem.
- Śmierciożercą, który z prawdziwą rozkoszą sprawi ci ból. – Draco uśmiechnął się lubieżnie. Gryfonka wytrzeszczyła oczy z przerażenia. Sądziła, że tylko ją postraszy i da jej spokój. Myślała, że wystarczy mu napawanie się jej strachem. Gdy zobaczyła triumf w znienawidzonych przez siebie oczach, zrozumiała jak bardzo się myliła.
- Granger, Granger. Nauczę cię szacunku – powiedział z wyraźną przyjemnością.
- Cruci... – Zamarł w pół słowa, nadal celując różdżką w serce dziewczyny. Usłyszał głośne kroki tuż za rogiem korytarza. Nauczyciel. Popchnął dziewczynę za pobliskiego gargulca, odpowiedział mu cichy pisk. Czym prędzej zatkał jej usta dłonią.
- Zamknij się idiotko – powiedział, rzucając jej mordercze spojrzenie. Przycisnął ją ciałem do zimnej ściany zamku. Hermiona zaczęła się szarpać, a kiedy jedyną odpowiedzią chłopaka było przysunięcie się bliżej, tak, że prawie stykali się nosami, dziewczyna wyzbyła się wszelkiego strachu. Zaczęła go okładać pięściami po ciele.
- Uspokój się do jasnej cholery. Chcesz żeby nas znalazła? – zapytał wściekły. Hermiona wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Przestała się szarpać i zamarła usłyszawszy kroki na prawo od jej głowy.
- Świetnie. A teraz postaraj się być najciszej jak potrafisz – szepnął jej do ucha. Schowani za gargulcem nasłuchiwali. Nauczyciel przeszedł obok miejsca ich kryjówki i zatrzymał się. Ślizgon zamarł i przysunął się tak blisko do dziewczyny, że potencjalny obserwator nie miałby wątpliwości co ta dwójka wyprawia. Hermiona czuła, że ręce ślizgona zgubiły się gdzieś na jej plecach, a jego zimny oddech pieści jej szyję, kiedy ukrył twarz w jej włosach. Oniemiała z oburzenia, miała zamiar go odepchnąć kiedy uświadomiła sobie beznadziejność swojego położenia. Jeżeli odepchnęłaby ślizgona, jak nic skończyłoby się to szlabanem i obietnicą zemsty. Tym samym musiała wyrazić niemą zgodę na to żeby ten niezrównoważony zboczeniec i psychopata ją obmacywał. Stała nieruchomo, starając się oddychać najciszej, jak umiała. Wzdrygnęła się kiedy poczuła usta chłopaka tuż przy swoim uchu.
- Co jest
Granger? Taka z ciebie cnotka? – zapytał ślizgon, widząc jej reakcję. Już
miała go odepchnąć, decydując się na szlaban, kiedy nauczyciel zniknął na końcu
korytarza. Odetchnęła z ulgą. Malfoy odsunął się od niej, ale ich ciała nadal
się stykały. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy, zaglądał w jej orzechowe oczy.
Zrozumiała, że nadal jest w niebezpieczeństwie. Teraz na pewno zabawi się jej
kosztem.
- Z taką miną wyglądasz gorzej niż zwykle – powiedział drwiąco ślizgon, nadal przyciskając ją do ściany. – Sądziłem, że to niemożliwe.
Uśmiechnął się złośliwie, widząc, że ją zranił. Brązowe oczy dziewczyny wypełniły się bólem i oburzeniem. Co za dupek, pomyślała wzburzona. Z całej siły odepchnęła go od siebie. Ślizgon, nie spodziewając się ataku, upadł z głuchym uderzeniem na podłogę. Różdżka wypadła mu z ręki i potoczyła się w kąt.
- Kretyn – mruknęła Hermiona otrzepując szatę i wychodząc zza gargulca. Niechętnie przeniosła wzrok na swojego niedoszłego oprawce. Nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęła głośnym śmiechem. Draco Malfoy leżał na ziemi z wyrazem głębokiego szoku na zarozumiałej twarzy. Perfekcyjne ułożona fryzura rozsypała się na jego głowie.
- Właśnie uratowałem ci życie, szlamo – warknął podnosząc się z ziemi. Zmierzwił dwukrotnie włosy, chcąc nadać im odpowiedni wygląd, otrzepał szatę, poprawił krawat i podniósł różdżkę. Hermiona obserwowała jego poczynania z rozbawieniem.
- Życie? A niby co mogło mi grozić ze strony nauczyciela? Szlaban? – zapytała drwiąco z wyniosłym uśmiechem. – Pragnę ci przypomnieć, bo może zapomniałeś, że przed chwilą to ty chciałeś mnie skrzywdzić – dodała z wyrzutem. Ślizgon schował różdżkę do kieszeni. Najchętniej by ją zabił. Cruciatusem. Patrzyłby z rozkoszą na jej powolne i długie konanie w agonii. Nikt nigdy tak go nie irytował. Ta dziewucha miała fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
- Jesteś zarozumiałą szlamą, która myśli, że jak pozjadała wszystkie rozumy to jest najmądrzejsza na świecie – warknął, wpatrując się z nieskrywaną nienawiścią w jej twarz. Chciał ją poniżyć i zranić. – Prawda jest nieco inna. Nie masz o niczym pojęcia, Granger.
- O czym nie mam pojęcia? Każdy wie, że jesteś wstrętnym śmierciożercą. Jesteś zerem tak jak cała twoja rodzina – powiedziała ze złością, czując w kącikach oczu słone łzy. Malfoy zbladł i wyciągnął różdżkę. Nie pozwoli obrażać siebie i swojej rodziny. Już miał wymierzyć w nią Zaklęciem Niewybaczalnym i uwolnić świat od tej zarozumiałej idiotki, kiedy poczuł ciepło na ramieniu. Była blisko. Czuł jej ciepły oddech na twarzy. Widział jej brązowe oczy pozbawione nienawiści. W tych oczach mogły być tylko ciepłe uczucia. Lśniły łzami bólu i poniżenia. Zranił ją. Dlatego chciała zranić jego. Nie wiedziała, że właśnie śmierć minęła ją o cal. Opuścił różdżkę. Gniew zelżał. Czuł się tak jakby nigdy go nie odczuwał. Jakby otworzył oczy i widział światło, za którym tak tęsknił. Spojrzał na jej twarz, zszokowany. Nie zmieniła się od zeszłego roku. Miała zarumienione policzki, na które padały urocze cienie długich rzęs. Dostrzegł ukryte piękno w jej niewinnej twarzy, której nie poznał na peronie. Zanim zdążył się zastanowić nad tym co robi, zimną dłonią dotknął rozgrzanego policzka dziewczyny. Otarł koniuszkiem palca samotną łzę, która nieposłusznie spłynęła wprost do jego dłoni. Nie wiedział dlaczego nagle wyzbył się obrzydzenia do Hermiony Granger. Na moment zapomniał o tym, że jest szlamą. Wpatrując się w jej ciepłe oczy nie zważał na nic. Nawet na to, że ona też się przysunęła. Ciepły oddech dziewczyny pieścił mu twarz. Patrzyła na niego bez lęku i strachu. Nie uśmiechała się. Miała niepewną minę, podobnie jak on, zaskoczona tym co zrobiła. Jej dłoń nieśpiesznie ześlizgnęła się z jego ramienia na przedramię. Poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele. Nie miał pojęcia dlaczego pozwala jej się dotykać. Nie wiedział dlaczego nagle poczuł dziwne mrowienie w miejscu gdzie jej dłoń go dotykała. Nie wiedział dlaczego zrobił krok w jej stronę jakby kierowany jakąś zewnętrzną siłą. Nie wiedział dlaczego patrząc w jej oczy nie czuje nienawiści. Wiedział, że ta bliskość uratowała jej życie. Już dawno leżałaby martwa na zimnej posadzce, gdyby nie jej nieoczekiwane zachowanie. Draco, widząc zagubienie na jej twarzy, oprzytomniał. Wyrwał rękę z jej ciepłego uścisku i otrzepał ostentacyjnie szatę patrząc na dziewczynę z obrzydzeniem. Zgromił się w myślach za swoje lekkomyślne i głupie zachowanie, które mogło zniszczyć i pogrzebać jego misje. Czym prędzej odsunął się od zszokowanej dziewczyny.
- Z taką miną wyglądasz gorzej niż zwykle – powiedział drwiąco ślizgon, nadal przyciskając ją do ściany. – Sądziłem, że to niemożliwe.
Uśmiechnął się złośliwie, widząc, że ją zranił. Brązowe oczy dziewczyny wypełniły się bólem i oburzeniem. Co za dupek, pomyślała wzburzona. Z całej siły odepchnęła go od siebie. Ślizgon, nie spodziewając się ataku, upadł z głuchym uderzeniem na podłogę. Różdżka wypadła mu z ręki i potoczyła się w kąt.
- Kretyn – mruknęła Hermiona otrzepując szatę i wychodząc zza gargulca. Niechętnie przeniosła wzrok na swojego niedoszłego oprawce. Nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęła głośnym śmiechem. Draco Malfoy leżał na ziemi z wyrazem głębokiego szoku na zarozumiałej twarzy. Perfekcyjne ułożona fryzura rozsypała się na jego głowie.
- Właśnie uratowałem ci życie, szlamo – warknął podnosząc się z ziemi. Zmierzwił dwukrotnie włosy, chcąc nadać im odpowiedni wygląd, otrzepał szatę, poprawił krawat i podniósł różdżkę. Hermiona obserwowała jego poczynania z rozbawieniem.
- Życie? A niby co mogło mi grozić ze strony nauczyciela? Szlaban? – zapytała drwiąco z wyniosłym uśmiechem. – Pragnę ci przypomnieć, bo może zapomniałeś, że przed chwilą to ty chciałeś mnie skrzywdzić – dodała z wyrzutem. Ślizgon schował różdżkę do kieszeni. Najchętniej by ją zabił. Cruciatusem. Patrzyłby z rozkoszą na jej powolne i długie konanie w agonii. Nikt nigdy tak go nie irytował. Ta dziewucha miała fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
- Jesteś zarozumiałą szlamą, która myśli, że jak pozjadała wszystkie rozumy to jest najmądrzejsza na świecie – warknął, wpatrując się z nieskrywaną nienawiścią w jej twarz. Chciał ją poniżyć i zranić. – Prawda jest nieco inna. Nie masz o niczym pojęcia, Granger.
- O czym nie mam pojęcia? Każdy wie, że jesteś wstrętnym śmierciożercą. Jesteś zerem tak jak cała twoja rodzina – powiedziała ze złością, czując w kącikach oczu słone łzy. Malfoy zbladł i wyciągnął różdżkę. Nie pozwoli obrażać siebie i swojej rodziny. Już miał wymierzyć w nią Zaklęciem Niewybaczalnym i uwolnić świat od tej zarozumiałej idiotki, kiedy poczuł ciepło na ramieniu. Była blisko. Czuł jej ciepły oddech na twarzy. Widział jej brązowe oczy pozbawione nienawiści. W tych oczach mogły być tylko ciepłe uczucia. Lśniły łzami bólu i poniżenia. Zranił ją. Dlatego chciała zranić jego. Nie wiedziała, że właśnie śmierć minęła ją o cal. Opuścił różdżkę. Gniew zelżał. Czuł się tak jakby nigdy go nie odczuwał. Jakby otworzył oczy i widział światło, za którym tak tęsknił. Spojrzał na jej twarz, zszokowany. Nie zmieniła się od zeszłego roku. Miała zarumienione policzki, na które padały urocze cienie długich rzęs. Dostrzegł ukryte piękno w jej niewinnej twarzy, której nie poznał na peronie. Zanim zdążył się zastanowić nad tym co robi, zimną dłonią dotknął rozgrzanego policzka dziewczyny. Otarł koniuszkiem palca samotną łzę, która nieposłusznie spłynęła wprost do jego dłoni. Nie wiedział dlaczego nagle wyzbył się obrzydzenia do Hermiony Granger. Na moment zapomniał o tym, że jest szlamą. Wpatrując się w jej ciepłe oczy nie zważał na nic. Nawet na to, że ona też się przysunęła. Ciepły oddech dziewczyny pieścił mu twarz. Patrzyła na niego bez lęku i strachu. Nie uśmiechała się. Miała niepewną minę, podobnie jak on, zaskoczona tym co zrobiła. Jej dłoń nieśpiesznie ześlizgnęła się z jego ramienia na przedramię. Poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele. Nie miał pojęcia dlaczego pozwala jej się dotykać. Nie wiedział dlaczego nagle poczuł dziwne mrowienie w miejscu gdzie jej dłoń go dotykała. Nie wiedział dlaczego zrobił krok w jej stronę jakby kierowany jakąś zewnętrzną siłą. Nie wiedział dlaczego patrząc w jej oczy nie czuje nienawiści. Wiedział, że ta bliskość uratowała jej życie. Już dawno leżałaby martwa na zimnej posadzce, gdyby nie jej nieoczekiwane zachowanie. Draco, widząc zagubienie na jej twarzy, oprzytomniał. Wyrwał rękę z jej ciepłego uścisku i otrzepał ostentacyjnie szatę patrząc na dziewczynę z obrzydzeniem. Zgromił się w myślach za swoje lekkomyślne i głupie zachowanie, które mogło zniszczyć i pogrzebać jego misje. Czym prędzej odsunął się od zszokowanej dziewczyny.
- To jeszcze nie koniec szlamo – powiedział
i odwrócił się. Ruszył przed siebie ciemnym korytarzem, zostawiając za sobą
Hermionę Granger.
***
Draco Malfoy szedł szybko i zdecydowanie przez lochy. Był wściekły i bliski wybuchu. Nie wiedział jak mógł sobie pozwolić na taką głupotę? Co ta dziewucha z nim zrobiła? Dlaczego chciał tam wrócić i nadal patrzeć w jej ufne i ciepłe oczy? Dlaczego jej nie zabił skoro tak bardzo tego pragnął? Blaise będzie zachwycony. Przez tydzień będzie się puszył i pławił w swojej wspaniałości kiedy się dowie, że Draco Malfoy dał się ponieść i uwieść szlamie. Nic nie można mu powiedzieć. To musi być tajemnica. Nikt nie może się dowiedzieć o jego hańbie.
- Bezmyślny kretyn – mruknął sam do siebie zatrzymując się przed wejściem do Pokoju Wspólnego ślizgonów. Poniosło go. To przez wspomnienie o rodzicach. Ten temat zawsze był dla niego drażliwy i bolesny. Nie powinien sobie pozwolić na tą bliskość, która wzbudziła w nim uczucia, z których nie był dumny. – Jakie uczucia?!
Od dziś będzie musiał trzymać się od niej z
daleka. Misja jest najważniejsza. Trzeba ją wykonać. Wszedł szybko do Pokoju
Wspólnego, szukając wzrokiem przyjaciela. Dostrzegł go pogrążonego w książce
przed kominkiem. Czym prędzej ruszył w jego kierunku, po drodze odtrącając Pansy
Parkinson, która akurat w tej chwili musiała się narzucać. Usiadł obok
przyjaciela z samozadowoleniem na twarzy. Kiedy pomyślał o tym co czeka Granger
jego uśmiech się pogłębił. Blaise oderwał wzrok od „Sto sposobów zadania
bólu wrogom za pomocą Czarnej Magii” i spojrzał zdziwiony na
przyjaciela.
- Co jest Draco? – zapytał, odkładając
książkę na bok.
- Dopadłem twoją szlamę – odpowiedział mściwie blondyn.
- Moją? – Blaise uniósł brwi.
- Twoją szlamę Granger. – Draco prychnął niecierpliwie i wziął do ręki książkę Blaise’a. Zabini otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Zastanowił się nad czymś głęboko i powiedział:
- Z tego co wiem, ona jeszcze nie jest moja.
Draco, który do tej pory pospiesznie kartkował książkę, spojrzał rozeźlony na przyjaciela.
- Nie wierzę. Mówisz poważnie? Czasami się zastanawiam czy twoja matka nie upuściła cię na głowę jak byłeś mały – powiedział ostro. Blaise wywrócił oczami.
- Draco nie przesadzaj. Co jest złego w tym, że chcę zaliczyć Granger. Masz z tym do cholery jakiś problem?
Malfoy wytrzeszczył oczy. Nie odpowiedział. Udawał, że czyta jakieś wymyślne zaklęcie w książce.
- A tak w ogóle skąd masz tą książkę? – zapytał po chwili.
- Dostałem od matki. – Blaise wzruszył ramionami. – Po co ją czytasz?
- Zastanawiam się jakim zaklęciem zniszczyć Granger – odpowiedział po chwili z niewinnym uśmiechem.
- Zrób to jak już ją zaliczę. – Blaise wyciągnął się przed kominkiem.
- A co z naszą misją?
- Wypełniając misję mogę sobie zaszaleć. – Wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Myślisz, że cnotliwa Granger ci ulegnie? – zapytał Draco, nie wiedząc czemu nagle poirytowany. Blaise zamyślił się na chwilę.
- Hmm. Sądzę, że tak – odpowiedział przywołując na twarz pełen samozadowolenia uśmiech. Draco zastanowił się. Chcąc nie chcąc musiał przyznać przyjacielowi rację. Niestety.
- W każdym bądź razie Granger prędzej wyląduje w moim łóżku niż twoim. – Blaise dotknął czułego punktu przyjaciela. Dobrze wiedział, że Draco Malfoy miał każdą. Chciał go sprowokować. Zmusić do przyznania mu racji.
- Skąd wniosek, że nie zaliczę Granger przed tobą? – zapytał, czując złość.
- Po pierwsze. Jest szlamą. Co jak co, ale to jest dla ciebie najważniejsze. Po drugie. Ja potrafię być przekonywujący... i miły – dodał po chwili, uśmiechając się drwiąco. Draco spojrzał na niego ze złością.
- To, że się bratasz z tą durną szlamą nie czyni z ciebie jej... posiadacza – powiedział z furią. Nie wiedział co mu się stało. Nie wiedział dlaczego tak się wściekł kiedy Blaise powiedział, że ją zaliczy. Nie wiedział dlaczego nagle miał ochotę go zabić.
- Czyżbyś jej zapragnął? – zapytał Blaise, obserwując przyjaciela. Draco zastanowił się. Dzisiaj poczuł coś na kształt pragnienia, ale nie zamierzał mówić o tym Blaise’owi.
- Możemy się nią podzielić.
Malfoy roześmiał się i powiedział:
- Ja nigdy nie dzielę się swoimi partnerkami. Dobrze o tym wiesz. Weź sobie Granger. Tylko nie zapomnij o misji mojego ojca. Chyba nie chcesz narazić się na gniew Malfoy’ów przez jakąś brudną szlamę, co? – zapytał Draco. Blaise wzruszył ramionami i wyjął z jego ręki książkę. Blondyn wstał. Musiał odreagować. Musiał zapomnieć o głupiej Granger. O jej brązowych oczach, które ciągle miał przed twarzą. Rozglądnął się szukając jakiejś dziewczyny.
- Astorio? – Blondynka z nadzieją podeszła do niego i złapała go za rękę. Błękitne oczy wypełnione były bezgranicznym oddaniem i posłuszeństwem. Ruszyli w stronę dormitorium, a Draco rzucił przez ramię:
- Będę zajęty, Blaise.
Zabini uśmiechnął się ze zrozumieniem. Otworzył książkę i zaczął czytać o eliksirze wypalającym wnętrzności. Wspaniałomyślnie postanowił dać przyjacielowi godzinę.
- Dopadłem twoją szlamę – odpowiedział mściwie blondyn.
- Moją? – Blaise uniósł brwi.
- Twoją szlamę Granger. – Draco prychnął niecierpliwie i wziął do ręki książkę Blaise’a. Zabini otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Zastanowił się nad czymś głęboko i powiedział:
- Z tego co wiem, ona jeszcze nie jest moja.
Draco, który do tej pory pospiesznie kartkował książkę, spojrzał rozeźlony na przyjaciela.
- Nie wierzę. Mówisz poważnie? Czasami się zastanawiam czy twoja matka nie upuściła cię na głowę jak byłeś mały – powiedział ostro. Blaise wywrócił oczami.
- Draco nie przesadzaj. Co jest złego w tym, że chcę zaliczyć Granger. Masz z tym do cholery jakiś problem?
Malfoy wytrzeszczył oczy. Nie odpowiedział. Udawał, że czyta jakieś wymyślne zaklęcie w książce.
- A tak w ogóle skąd masz tą książkę? – zapytał po chwili.
- Dostałem od matki. – Blaise wzruszył ramionami. – Po co ją czytasz?
- Zastanawiam się jakim zaklęciem zniszczyć Granger – odpowiedział po chwili z niewinnym uśmiechem.
- Zrób to jak już ją zaliczę. – Blaise wyciągnął się przed kominkiem.
- A co z naszą misją?
- Wypełniając misję mogę sobie zaszaleć. – Wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Myślisz, że cnotliwa Granger ci ulegnie? – zapytał Draco, nie wiedząc czemu nagle poirytowany. Blaise zamyślił się na chwilę.
- Hmm. Sądzę, że tak – odpowiedział przywołując na twarz pełen samozadowolenia uśmiech. Draco zastanowił się. Chcąc nie chcąc musiał przyznać przyjacielowi rację. Niestety.
- W każdym bądź razie Granger prędzej wyląduje w moim łóżku niż twoim. – Blaise dotknął czułego punktu przyjaciela. Dobrze wiedział, że Draco Malfoy miał każdą. Chciał go sprowokować. Zmusić do przyznania mu racji.
- Skąd wniosek, że nie zaliczę Granger przed tobą? – zapytał, czując złość.
- Po pierwsze. Jest szlamą. Co jak co, ale to jest dla ciebie najważniejsze. Po drugie. Ja potrafię być przekonywujący... i miły – dodał po chwili, uśmiechając się drwiąco. Draco spojrzał na niego ze złością.
- To, że się bratasz z tą durną szlamą nie czyni z ciebie jej... posiadacza – powiedział z furią. Nie wiedział co mu się stało. Nie wiedział dlaczego tak się wściekł kiedy Blaise powiedział, że ją zaliczy. Nie wiedział dlaczego nagle miał ochotę go zabić.
- Czyżbyś jej zapragnął? – zapytał Blaise, obserwując przyjaciela. Draco zastanowił się. Dzisiaj poczuł coś na kształt pragnienia, ale nie zamierzał mówić o tym Blaise’owi.
- Możemy się nią podzielić.
Malfoy roześmiał się i powiedział:
- Ja nigdy nie dzielę się swoimi partnerkami. Dobrze o tym wiesz. Weź sobie Granger. Tylko nie zapomnij o misji mojego ojca. Chyba nie chcesz narazić się na gniew Malfoy’ów przez jakąś brudną szlamę, co? – zapytał Draco. Blaise wzruszył ramionami i wyjął z jego ręki książkę. Blondyn wstał. Musiał odreagować. Musiał zapomnieć o głupiej Granger. O jej brązowych oczach, które ciągle miał przed twarzą. Rozglądnął się szukając jakiejś dziewczyny.
- Astorio? – Blondynka z nadzieją podeszła do niego i złapała go za rękę. Błękitne oczy wypełnione były bezgranicznym oddaniem i posłuszeństwem. Ruszyli w stronę dormitorium, a Draco rzucił przez ramię:
- Będę zajęty, Blaise.
Zabini uśmiechnął się ze zrozumieniem. Otworzył książkę i zaczął czytać o eliksirze wypalającym wnętrzności. Wspaniałomyślnie postanowił dać przyjacielowi godzinę.
_____________________________
autorem cytatu jest Sławomir
Mrożek
Udało mi się dodać rozdział czwarty,
niestety nie zdążę poprawić błędów. Brak podkładu, bo nie miałam czasu go
znajdywać. Nie wiem co dalej będzie z opowiadaniem. Nie mam gdzie pisać
rozdziałów, a komputera nie odzyskam przed wakacjami. To pewne. Mój brat
skutecznie wszystko zepsuł. Obecnie mam napisanych siedem rozdziałów... Będę je
dodawać z miesięcznymi przerwami. Przepraszam, ale nie mam innego wyjścia.
Rozdział ósmy bezpowrotnie straciłam, a co za tym idzie, cały plan do
trzydziestego rozdziału. Jestem wściekła. Bardzo przepraszam za brak wiadomości
i brak komentarzy na Waszych opowiadaniach, ale siostra udostępnia mi komputer
na pół godziny dziennie i najzwyczajniej w świecie nie daje rady. Gdy tylko uda
mi się załatwić sobie więcej czasu, od razu wszystko nadrobię. Mam nadzieję, że
mi wybaczycie. Obiecałam również reklamę pewnego opowiadania Dramione i
oczywiście to uczynię. Z braku czasu nie stać mnie na nic bardziej
wyrafinowanego, więc zapraszam Was na bloga Death Eater [
its-real-for-us ]
Tyle jeśli chodzi o mowę końcową. Dziękuję
za wszystkie komentarze, jesteście wspaniali. Ściskam Was mocno.
Pozdrawiam!