1. Początek




"Nienawidzić kogoś to dawać dowód, że się jest go wartym, że nie ma istotnej różnicy między nim a sobą. "
 
    Lato powoli dobiegło końca, ustępując miejsce kolorowej jesieni. Ostatnie owoce spadły z drzew, kusząc swoim apetycznym wyglądem przechodzących ludzi. Woń świeżo skoszonej trawy unosiła się wraz z wiatrem nad tętniącymi życiem domostwami. Ciepłe promienie wschodzącego słońca otulały kożuchem barw wszechobecne jednostki życia, dając upust swojej doskonałości. Śpieszący się ludzie nie zaszczycali spojrzeniem otaczającej ich przyrody. Pośpiesznie zerkali na zegarki, aby z powrotem wrócić do swoich spraw.
Kolejny zmarnowany rok, nasunęło się na myśl blondwłosemu młodzieńcowi śpieszącemu w kierunku najbliższych peronów. Odziany w czerń niczym cień wymijał niespokojnych podróżnych. Znudzony z drwiną na ustach rozglądnął się wkoło, aby po chwili zniknąć w ścianie między peronem dziesiątym i dziewiątym. Pęd powietrza pozostawił w nieładzie włosy chłopaka. Znalazłszy się po drugiej stronie zaczarowanej ściany, pomyślał o wszystkich zmarnowanych latach w tej nędznej szkole. Tyle stracił, nie zyskując nic w zamian. Przyjaciół, rodzinę. Wliczając w to dumę i całą dotychczasową wyniosłość.
Zrezygnowany powiódł wzrokiem po rozentuzjazmowanym tłumie. Za kłębiącą się smugą szarego dymu dostrzegł znajomą twarz. Poprawił pośpiesznie fryzurę, zerkając w kieszonkowe lusterko. Uśmiechnął się drwiąco do swojego odbicia. Mimo wielu strat cieszył się, że uroda pozostała nienaruszona. Uradowany swoją próżnością, ruszył w kierunku przyjaciela. Był to wysoki chłopak o czarnych jak noc, pozostawionych w nieładzie włosach. Błękitne tęczówki współgrały z bladą cerą. Dopiero dotarłszy na miejsce, Draco zauważył rozbawienie na twarzy przyjaciela. Przynajmniej temu jest wesoło, pomyślał uśmiechając się drwiąco.
- Witaj, Blaise - powiedział chłodno w ostatniej chwili rezygnując z kąśliwej uwagi, którą miał na końcu języka. Chłopak nazwany Blaise'm ukłonił się nisko mówiąc:
- Hej, Draco.
Poklepał wolne miejsce obok siebie, uśmiechając się szeroko. Draco zmierzył przyjaciela wzrokiem, zachodząc w głowę co go tak bawi. Zrezygnowany zapytał:
- Co cię tak rozbawiło Blaise?
- Nie co tylko kto – chichocząc, wskazał palcem stojącą nieopodal dziewczynę, rozglądającą się niespokojnie. Brązowe włosy kołysały się pod wpływem wiatru. Miała zgrabną figurę i ładną twarz, wykrzywioną zniecierpliwieniem. Z daleka trudno było stwierdzić kto jest ową pięknością.
- Blaise, na miłość Boską. Znajdź sobie wreszcie dziewczynę. Twoja słabość do pięknych kobiet bywa czasem żenująca i denerwująca zarazem - zauważył kąśliwie Draco.
- Pięknych kobiet, mówisz? Ciekawe co teraz powiesz - odpowiedział Blaise, ponownie wskazując dziewczynę.
Draco zrezygnowany powiódł wzrokiem w danym kierunku. Cała dotychczasowa irytacja ustąpiła miejsce zdziwieniu. Samotnej jak dotąd dziewczynie, towarzyszył okularnik i para rudowłosych ludzi. Z wielkim opóźnieniem Draco uświadomił sobie, że to Potter i Weasley'owie, a dziewczyną, nazwaną przez niego piękną kobietą jest...
- To na pewno nie jest Granger - powiedział rozeźlony faktem, że brał taką możliwość pod uwagę. Jak najprędzej odwrócił wzrok od Świętej Trójcy, bojąc się kolejnych insynuacji.
- To jest Granger. Musisz przyznać, że jak na szlamę wygląda całkiem... przyzwoicie - powiedział Blaise robiąc przy tym bardzo poważną minę. Swoim niecodziennym wyznaniem zbił młodego Malfoy'a z pantałyku. Przyzwoita szlama? Draco, bojąc się o zdrowie psychiczne swojego kolegi, powiedział chłodno, wymawiając każde słowo z precyzyjną dokładnością:
- To jest szlama, Zabini. Pochodzi z rodziny nic nie wartych mugoli, których brudna krew sprawia, że aż robi mi się niedobrze. 
Blaise wywrócił oczami. Po klęsce Voldemorta jego podejście do szlam odrobinę się zmieniło. Nie tyle ich nie akceptował, co po prostu uważał za coś godne wykorzystania i poniżenia. 
- Czasy się zmieniły, Draco. Poza tym widzę w twoich oczach, że Granger wywarła na tobie niemałe wrażenie.
Draco wybuchnął gniewnym śmiechem. Teraz był w stu procentach pewien, że Blaise zwariował. A może wypił coś wraz z poranną kawą? Pewne było to, że trzeźwy Blaise Zabini nie wygadywałby takich rzeczy. Ba, nawet wstawiony Blaise nie wygadywałby takich rzeczy. Owszem. Nie widział Granger od jej ucieczki z jego dworu. Nie mógł zapomnieć tego wstydu, który towarzyszył mu do dziś. Ktoś nieczysty na zawsze splamił jego honor, przebywając w jego nieskazitelnym salonie. Ale na Boga... Ona wyglądała tak samo jak zawsze, z tą tylko różnicą, że po prostu jej nie rozpoznał. Wielkie rzeczy. 
- Nigdy w życiu - powiedział z niemałą irytacją.
Cała ta chora sytuacja nie mieściła mu się w głowie. Co w niego wstąpiło, że wygaduje takie głupoty w biały dzień? I te brednie o tym, że Granger mu się spodobała. Świat upadł na głowę, albo Blaise wypił eliksir szaleństwa przez przypadek.
- Radziłbym ci w każdym razie się pośpieszyć - powiedział Blaise po raz trzeci, wskazując grupkę przyjaciół. Draco, bojąc się nowych wieści, niechętnie spojrzał w stronę Pottera i reszty. Granger tuliła się do Wiewióra, uśmiechając się promiennie.
- Może być za późno - dodał Blaise, zostawiając przyjaciela na zatłoczonym peronie.

Tak, świat zszedł na psy, pomyślał Draco, wchodząc do czerwonego pociągu.




***

"Prawdziwi przyjaciele to ci, którzy są przy tobie, gdy dobrze ci się wiedzie. Dopingują cię, cieszą się z twoich zwycięstw. Fałszywi przyjaciele to ci, którzy pojawiają się tylko w trudnych chwilach, ze smutną miną, niby solidarni, podczas gdy tak naprawdę twoje cierpienie jest pociechą w ich nędznym życiu. "


Brązowowłosa kobieta przechadzała się nerwowo po zatłoczonym peronie. Co chwila zerkała na czerwony, skórkowy zegarek. Wskazówki przesuwały się leniwie po srebrnej tarczy, wskazując za piętnaście jedenastą. Zrezygnowana powiodła wzrokiem po twarzach śpieszących się ludzi w nadziei, że jej oczom ukaże się piegowata twarz lub kruczoczarna czupryna. Spóźniają się, pomyślała zdenerwowana. Z głębokim westchnieniem spojrzała na czerwoną lokomotywę Ekspresu Hogwart. Nie spodziewając się ataku, podskoczyła ze strachu, wystraszona przyjaznym uściskiem. Odwróciła się gwałtownie, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Tak długo nie widziała przyjaciół, a teraz stali przed nią uradowani.
- Cześć – powiedziała ściskając po kolei każdego z nich.
- Hermiono, ładnie wyglądasz – powiedział nieśmiało Ron, spoglądając na przyjaciółkę z miną fachowca. Hermiona zarumieniła się i przytuliła do niczego niespodziewającego się przyjaciela. Od czasów pamiętnego pocałunku podczas bitwy o Hogwart, byli dla siebie wyjątkowo bliscy. Prawdą jest, że ich stosunki ograniczały się tylko i wyłącznie do braterskiej przyjaźni, ale Panna Granger nie wykluczała czegoś poważniejszego w najbliższej przyszłości. W obecnej chwili nie była pewna swoich uczuć odnośnie Ronalda Weasley'a. Lubiła go, to fakt, ale nie potrafiła określić czy jest tym jedynym. Rudzielec poklepał ją nieśmiało po plecach i rzucił ukradkowe spojrzenie na Harry'ego, który podniósł kciuk do góry, drugą ręką obejmując czule Ginny. Hermiona wywróciła oczami.
- Jak wakacje? – spytała, gdy już weszli do pociągu, szukając wolnego przedziału.
Harry, chłopiec o pięknych zielonych oczach i czarnych jak noc włosach odpowiedział radośnie:
- Prawie całe wakacje spędziłem w Norze z Ronem i Ginny. Hermiono, masz pozdrowienia od Pani i Pana Weasley’ów. Zmartwiło ich, że nie przyjechałaś do nich w tym roku.
- Och. Bardzo chciałam, ale wiesz, że po naszej misji bardzo długo nie widziałam rodziców. Martwiłam się także, że nie znajdę ich w Australii, ale obyło się bez problemów – powiedziała Hermiona na wspomnienie niebezpiecznej wyprawy po Horkruksy. Cieszyła się, że Profesor McGonagall pozwoliła wrócić wszystkim do szkoły. Gdy Voldemort był u władzy, Hogwart został zamknięty. Westchnęła głęboko i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Ginny promieniała z radości trzymając za rękę Harry’ego. Hermiona wiedziała doskonale, że rudowłosa bardzo ciężko znosiła tak długą rozłąkę ze swoim chłopakiem. Mimo że tego nie okazywała, wewnątrz cierpiała katusze. Hermiona cieszyła się, że jej najlepsi przyjaciele w końcu mogą być szczęśliwi. 
- Ron, musimy iść do wagonu prefektów – powiedziała, wstając.
Ron poderwał się z miejsca i razem wyszli z przedziału zostawiając parę samą.



***


"Przyjaźń nie potępia w chwilach trudnych, nie odpowiada zimnym rozumowaniem: gdybyś postąpił w ten czy tamten sposób... Otwiera szeroko ramiona i mówi: nie pragnę wiedzieć, nie oceniam, tutaj jest serce, gdzie możesz spocząć.’’


- Ron. – Cichy jęk wyrwał się z ust dziewczyny. – Jesteś naprawdę nieznośny. Z nadzieją i narastającą wciąż frustracją spojrzała na przyjaciela. W brązowych oczach drgały złośliwie wesołe ogniki, a wargi wykrzywiał drwiący uśmiech. Westchnąwszy ze zrezygnowaniem, Hermiona spojrzała wymownie w sufit pociągu, modląc się o odrobinę cierpliwości. Gdy jej prośba została zlekceważona, mruknęła, spoglądając za ramię:
- Bardzo zabawne. Jesteś po prostu zazdrosny.
Chcąc jak najszybciej stracić rudowłosego z oczu, czym prędzej ruszyła przed siebie nie zwracając uwagi na tłum uczniów, tłoczących się przy swoich przedziałach. Dziecko, on naprawdę zachowuje się jak małe dziecko, pomyślała rozgoryczona, zerkając za siebie. Ku swojej uciesze w tłumie nie dostrzegła rudej czupryny. Dobrze mu tak. Może to go czegoś nau...
Z impetem wpadła na jakąś wysoką postać. Rzeczy, które trzymała w rękach z hukiem, wylądowały na podłodze.
- Przepraszam – powiedziała zmieszana, schylając się niezdarnie, aby podnieść swoje rzeczy. – Nie zauważy...
- Patrz jak łazisz, Granger. – Przerwała jej chłodno niedoszła ofiara.
Hermiona wstała otrzepując szatę. Podniosła wzrok, mimo że doskonale wiedziała czyją twarz przyjdzie jej oglądać. Draco Malfoy we własnej osobie, pomyślała rozbawiona. Już otworzyła usta gotowa do słownej potyczki, gdy zdanie, które chciała powiedzieć zgubiło się gdzieś na końcu jej języka. Ni stąd ni zowąd sparaliżowało ją spojrzenie Ślizgona. Błękit i przejrzystość jego oczu odebrały jej mowę. Stała w miejscu, zachodząc w głowę jak mogła wcześniej nie dostrzec piękna ukrytego w oczach znienawidzonego przez siebie chłopaka. Odpowiedź była dziecinnie prosta i zdążyła uformować się w głowie dziewczyny, nim pojawiła się owa chwila refleksji. Chłopak spostrzegłszy pochłaniający wzrok Gryfonki, uśmiechnął się drwiąco dając jej do zrozumienia, że nie jest jedyną dziewczyną, która, jak mniemał, umiera z zachwytu na jego widok. Ron, który od paru sekund brał bierny udział w całym zdarzeniu, już trzymał w ręku różdżkę gotowy bronić honoru przyjaciółki.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie Malfoy – powiedziała wyniośle Hermiona odzyskując panowanie nad sobą. Dostrzegłszy lusterko w dłoni chłopaka dodała:
- Dziwię się jak to lusterko potrafi znieść twój widok.
Policzki chłopaka spąsowiały delikatnie, a jego twarz zniekształcił gniew. Już otworzył usta celując różdżką w dziewczynę, gdy ta, uśmiechając się złośliwie, wyminęła go bezceremonialnie wśród ogólnego podziwu kolegów i koleżanek obserwujących całe zajście.



***


- Mówię ci, Harry. To było zupełnie ekstra. – Skończył z przejęciem Ron swoją opowieść.
Sięgnął po czekoladową żabę, po raz kolejny spoglądając z podziwem na Hermionę. Ta tylko oblała się rumieńcem i skromnie powiedziała:
- Ron, przesadzasz.
- On ma rację, Hermiono – powiedział Harry uśmiechając się szeroko. Po chwili dodał:
- Utarłaś mu nosa.
Ginny z entuzjazmem pokiwała głową, klepiąc ją po ramieniu.
- Widziałaś, jaki był czerwony ze złości? – zapytał Ron.
Cała czwórka wybuchnęła głośnym śmiechem. Mimo brzydkiej pogody dobry humor był ich wiernym towarzyszem.
Około południa, gdy wózek z przekąskami był już historią, do ich przedziału zaglądnęła Luna Lovegood w towarzystwie Neville’a Longbottoma. Na pulchnej twarzy chłopca można było dostrzec rozmaite blizny pozostawione przez śmierciożerców ubiegłego roku. Owe blizny boleśnie przypominały o zdarzeniach mających miejsce w Hogwarcie, gdy Voldemort był u szczytu władzy. Luna usiadła obok Neville’a i ukryła się za „Żonglerem”. Długie, blond włosy opadały jej na ramiona, a niebieskie, wyłupiaste oczy błądziły po stronach gazety.
- Gratuluję Hermiono – powiedział Neville, wskazując odznakę Prefekta Naczelnego.
- Kto jest drugim prefektem? – zapytała Ginny drapiąc Krzywołapa za uchem.
- Blaise Zabini.
- Ten ciemnowłosy Ślizgon? – zapytała nieprzytomnie Luna nie odrywając wzroku od czasopisma. Hermiona i Ginny spojrzały na siebie wymownie, unosząc brwi. Blaise Zabini był jednym z najprzystojniejszych chłopców w szkole.
- Tak. Ten ciemnowłosy drań, który nadrabia beznadziejny charakter urodą – powiedziała Ginny drwiąco, powstrzymując się od chichotu. Hermiona, nie wiedząc jak się zachować, uśmiechnęła się delikatnie. W jej mniemaniu Blaise Zabini nie miał w sobie nic wartego uwagi Harry i Ron najwyraźniej myśleli podobnie, bo wywrócili oczami i wrócili do omawiania taktyki drużyny quidditcha w tym roku szkolnym.
Za oknem robiło się coraz ciemniej, a krajobraz stawał się coraz bardziej dziki wraz z narastającą ciemnością. Pięknie, pomyślała Hermiona, wpatrując się jak urzeczona w ciemne jezioro otoczone drzewami. Rozejrzała się po przedziale. Harry, Ron, Neville i Ginny grali w Eksplodującego Durnia, śmiejąc się głośno. Krzywołap spał na kolanach Luny, która również pogrążona była we śnie. W pociągu zapaliły się lampy, a na korytarzu zrobił się spory ruch. Chcąc nie chcąc, przebrali się w szkolne szaty, czekając aż dojadą na miejsce. Ogólnemu zamieszaniu towarzyszyło zdenerwowanie. Zwłaszcza wśród nowych uczniów.
- Uff. Ale gorąco – powiedział Ron, gdy udało im się znieść szkolne kufry.
- Nic się tu nie zmieniło – powiedziała Ginny z wyraźnym sentymentem w głosie rozglądając się po ciemnym i ponurym dworcu Hogsmead.
- Pirszoroczni! Tutaj! Tutaj pirszoroczni! – W oddali majaczyła ogromna i włochata postać. Rubeus Hagrid zaganiał przestraszonych pierwszaków do łodzi. Pomachał niedbale ręką do Harry’ego, Rona i Hermiony, którzy uśmiechnęli się szeroko.
- Chodźcie, bo zajmą wszystkie wolne powozy. Poza tym umieram z głodu – powiedział Ron.
Na potwierdzenie jego słów głośno zaburczało mu w brzuchu. Hermiona spojrzała na niego z politowaniem i wsiadła do jednego z ostatnich powozów. Zerknęła przez okno, chcąc sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Jej wzrok zatrzymał się na wysokim Ślizgonie. Ich spojrzenia spotkały się. Niebieskie oczy zionęły nienawiścią i wrogością. Powiedział coś, rzucając jej mordercze spojrzenie. Z ruchu warg wyczytała coś, co powinno brzmieć jak: Dorwę cię, szlamo. Malfoy uśmiechnął się pogardliwie i wraz ze swoją bandą wsiadł do ostatniego powozu. Co on sobie wyobraża, pomyślała, otwierając podręcznik do transmutacji z taką zawziętością, że prawie rozerwała okładkę.
- Hermiono co jest? – zapytała z niepokojem Ginny.
- Co? Nie, nic. Zamyśliłam się. – Widząc uniesione brwi przyjaciółki, powiedziała cicho, rzucając ukradkowe spojrzenie na Harry’ego i Rona, którzy zajęci byli rozmową:
- Opowiem Ci później.
Ginny kiwnęła głową. Hermiona posłała jej wymuszony uśmiech. Nie bała się Malfoy’a. Nie pozwalała jej na to duma. Bardziej przerażało ją to, że faktycznie może jej coś zrobić lub wykorzystać kogoś do odwalenia brudnej roboty. A biorąc pod uwagę jego przeszłość, trzeba się spodziewać najgorszego.
- Ciekawe, kto będzie nas uczył w tym roku Obrony Przed Czarną Magią. – Dobiegł ją z oddali głos Harry’ego. Koniec. Co ma być to będzie, pomyślała z rezygnacją.
- Patrzcie! Widać Hogwart – powiedział z przejęciem Neville, wskazując ogromne zamczysko na szczycie góry.
- Jak dobrze tu wrócić – powiedziała Ginny z błyskiem w oku.
- Założę się, że już jutro pójdziesz do biblioteki Hermiono – zażartował Ron. Mina mu zrzedła, gdy oberwał podręcznikiem do transmutacji.
 
***

Sala wejściowa przepełniona była przepychającymi się uczniami. Bladzi pierwszoroczniacy rozglądali się nerwowo. W oddali można było usłyszeć głośny śmiech szkolnego poltergeista Irytka. Gdy Harry’emu, Ronowi i Hermionie udało się usiąść przy stole Gryffindoru, z zaciekawieniem spojrzeli na stół nauczycielski. Profesor McGonagall rozmawiała z profesorem Slughornem, nauczycielem eliksirów. Były dwa puste miejsca.
- Kto to jest? – zapytał Ron, wskazując drobną czarownicę w starannie wyprasowanej, oliwkowej szacie.
- To chyba nowa nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią – powiedziała z namysłem Hermiona, przyglądając się uważnie kobiecie, która z ciekawością rozglądała się po Wielkiej Sali. – Ale jest chyba trochę za młoda nie uważacie?
- Czy ja wiem – odpowiedział Ron, wpatrując się w nową nauczycielkę nieobecnym wzrokiem. Harry wzruszył ramionami i zachichotał, gdy Hermiona uśmiechnęła się pogardliwie. Rozmowy ucichły, a drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i pierwszoroczniacy nieśpiesznie weszli do środka, zerkając na zaczarowane sklepienie, które w chwili obecnej było mgliste i zachmurzone. Trzeba było wyciągnąć głowy, aby dostrzec małego profesora Flitwicka kroczącego w tłumie. Gdy stanęli przed stołem nauczycielskim, nauczyciel zaklęć wyciągnął z kieszeni zwitek pergaminu. Niski, ciemnowłosy chłopiec wyłonił się z tłumu i podał profesorowi drewniany stołek wraz z Tiarą Przydziału.
- Ta nowa nauczycielka cały czas się na ciebie patrzy – szepnęła Hermiona do Harry’ego, gdy tiara zaczęła śpiewać. Harry dyskretnie spojrzał na stół nauczycielski i dostrzegł parę czarnych, chłodnych oczu wpatrujących się w niego w charakterystyczny sposób, który nie sposób zapomnieć. Czyżby to była..? Nie, to niemożliwe, pomyślał. Podzielił się z Hermioną swoimi wątpliwościami.
- Cóż. To jest możliwe. Nigdy nic nie wiadomo – powiedziała z wahaniem. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś intensywnie.
- O czym rozmawiacie? – zapytał Ron, przyglądając im się uważnie. Hermiona tylko potrząsnęła głową. Rozległy się głośne oklaski, co oznaczało, że Tiara przydziału skończyła swoją piosenkę.
- Osoba, której imię i nazwisko wyczytam podejdzie tutaj, usiądzie na stołku i nałoży tiarę – powiedział profesor Flitwick, rozwijając listę.
- Szybciej – mruknął Ron, masując sobie brzuch, gdy Elizabeth Alen została Ślizgonką.
Hermiona skarciła go wzrokiem, ale Harry podzielał zdanie przyjaciela. Umierał z głodu. Prawie Bezgłowy Nick poklepywał przyjaźnie nowych Gryfonów po ramieniu. Wzdrygali się raz po raz, bo jego dłoń przechodziła przez ich ramiona. Gdy Michael Tosmea został Puchonem, profesor McGonagall wstała i powiedziała:
- Witam naszych nowych, jak i starych uczniów. Smacznego!
- Tak! – krzyknął Harry wraz z Ronem, gdy stoły ugięły się pod ciężarem różnych potraw. Zgarnęli na talerze wszystko, co znalazło się w zasięgu ich rąk.
- Pycha! – westchnął Ron z ustami zapchanymi pieczonymi ziemniakami. Hermiona wywróciła oczami. Złote talerze i puchary zalśniły czystością, gdy wszyscy uczniowie napełnili brzuchy. Profesor McGonagall wstała, odchrząknęła dwa razy i przemówiła chłodnym tonem:
- Zanim opuścicie Wielką Sale pragnę przypomnieć wam o zasadach obowiązujących w Hogwarcie. Pierwszoroczni, jak i również starsi uczniowie – jej wzrok spoczął na Harry’m, Ronie i Hermionie, którzy uśmiechnęli się głupio – niech pamiętają o bezwarunkowym zakazie wstępu do lasu na skraju szkolnych błoni. Wszelakie ustępstwa od tej zasady zostaną surowo ukarane. Pan Filch, nasz szkolny woźny, przypomina o zakazie używania czarów na korytarzach między lekcjami. Cała lista rzeczy, których robić niewolno jest do wglądu w gabinecie pana Filcha. Mamy jedną zmianę w gronie nauczycielskim. Miło mi powitać panią profesor Convalie Black, naszą nową nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią.
Rozległy się oklaski, a Harry i Hermiona spojrzeli na siebie, unosząc brwi.
- Plany zajęć na obecny rok szkolny zostaną rozdane jutro podczas śniadania przez opiekunów domu. Do nich także trzeba zgłaszać chęć kandydowania do domowych drużyn quidditcha. Przypominam także Prefektom Naczelnym o czwartkowym spotkaniu. 
- Ojej. Zupełnie zapomniałam! – powiedziała z przerażeniem Hermiona.
- Po co wam kolejne spotkanie? Myślałem, że ustaliliście wszystko w wagonie prefektów – powiedział Harry, spoglądając pytająco na przyjaciół.
- Tym razem jest to spotkanie tylko dla Prefektów Naczelnych – powiedziała Hermiona, ignorując chichot Rona, który teraz wpatrywał się w zaczarowane sklepienie z niewinnym uśmiechem. Rozległ się gwar rozmów i odsuwanych krzeseł, oznaczający zakończenie Uczty Powitalnej.
- Ron, musimy zaprowadzić pierwszoroczniaków do Pokoju Wspólnego – powiedziała
Hermiona, po czym zawołała donośnym głosem:
- Pierwszoroczni, tutaj proszę! – Zanim oddaliła się z nowymi uczniami, mruknęła do Harry’ego i Ginny:
- Zobaczymy się później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

OBSERWATORZY